Dariusz Tasior – kategoria Master

Sukcesy indywidualne w 2013 roku:

3 miejsce w klasyfikacji generalnej Maratonów Kresowych w kategorii Master
2 miejsca w edycjach Maratonów Kresowych w Drohiczynie, Chełmie i Augustowie w kategorii Master
3 miejsca w edycjach Maratonów Kresowych w Olsztynie, Narewce i na Szelmencie w kategorii Master (zarazem 3 miejsce w Mistrzostwach Województwa Podlaskiego w Maratonach MTB)
1 miejsce w Mistrzostwach Województwa Podlaskiego w Kolarstwie Górskim „Family Cup”

Korzystając z przerwy w startach chciałbym na naszej stronie rozpocząć cykl wywiadów z zawodnikami. Mam nadzieję, że pozwoli to nam jeszcze lepiej się poznać i zacieśni więzy wewnątrz drużyny. Jak pokazał ten sezon, ludzie których łączy wspólna pasja potrafią szybko się zintegrować i działając wspólnie stają się silniejsi.
Będąc nieskromnym zacznę ten cykl od siebie. Wywiadu sam z sobą oczywiście przeprowadzać nie będę, dlatego też podzielę się swymi refleksjami z tego sezonu w formie spójnego i mam nadzieję merytorycznego potoku słów, z którego będziecie w stanie wyłowić jakiś sens.
Cały ten sezon rowerowy był dla mnie czymś zupełnie nowym i stanowił wielkie wyzwanie. Nie byłem oczywiście zupełnie „zielony” w temacie, bo jeździć na rowerze jak każdy umiem od dziecka, a w młodości spędzałem na nim naprawdę dużo czasu podróżując po Polsce i Europie. Jednak ściganie się w zawodach to zupełnie „inna bajka”. Już na pierwszym maratonie boleśnie odczułem, czym się to różni. Jazda na granicy wytrzymałości z maksymalną prędkością, to nie niedzielna wycieczka z rodziną i koszykiem piknikowym. Niestety stało się. Odezwał się we mnie „syndrom czterdziestolatka” i poczułem zew rywalizacji. Na moje nieszczęście pozom zawodników startujących w Maratonach Kresowych jest wysoki i co ciekawe w starszych kategoriach wiekowych (Master czy Super Master) wcale nie jest łatwiej a wręcz trudniej wywalczyć miejsce w czołówce. Cóż było począć. Żona staje na podium na każdych zawodach, syn Michał też wraca z pucharami, nie mogłem być gorszy. Ze startu na start jeździło mi się coraz lepiej. Nie był to oczywiście nagły przypływ formy, tylko umiejętność znalezienia swego miejsca w peletonie. Poznawałem możliwości konkurentów i nauczyłem się wykorzystywać tę wiedzę podczas wyścigu. Chodziło o to by jeździć w grupie z zawodnikami mocniejszymi od siebie zaś tych słabszych zostawiać za plecami i urywać się nim jak najprędzej by nie tracić cennych sekund jadąc poniżej swych możliwości. Niby proste i logiczne. Tylko jak tego dokonać w grupie 200 zawodników. W tym sporcie nie można przestać ani na chwilę myśleć. Naprawdę liczy się taktyka i umiejętność maksymalnego wykorzystania swojego potencjału. Czasem nawet trzeba pojechać fragment trasy szybciej wykrzesując z siebie resztki sił, by potem odpocząć na czyimś „kole”. I to chyba najbardziej mnie fascynuje w ściganiu się w maratonach. Te swoiste kolarskie „szachy”. Układanka z setek elementów składająca się na miejsce jakie zajmie się na mecie. Oczywiście trzeba też wypracować pewien poziom wytrenowania kondycyjnego, szlifować technikę jazdy w terenie czy posiadać lekki i niezawodny rower. Można wyliczyć jeszcze wiele podobnych czynników, ale i tak moim zdaniem najważniejsze jest to jak poukładamy to wszystko sobie w głowie. I skoro już jesteśmy przy najważniejszej części ciała kolarza, którą nie przez przypadek skrywa kask to muszę napisać jeszcze o psychice, która przy uprawianiu wszystkich sportów wytrzymałościowych jest niezwykle ważna. Ci co mnie znają wiedzą że do łagodnych i delikatnych ludzi nie należę. Walkę mam we krwi (a właściwie adrenalinę, bez której przypływów nie potrafię żyć). Nastawienie przed startem to połowa sukcesu. To, o czym myślimy ma niebagatelny wpływ na cały nasz organizm i im bardziej go obciążamy tym ta zależność jest silniejsza. Napływu myśli „przedstartowych” nie będę tu cytował, bo musiałbym używać niecenzuralnych słów. Naprawdę jednak potrafię pobudzić się przed zawodami „wlewając” sobie do głowy przeświadczenie, jaki to ja jestem śliny a inni słabi. Niestety na trasie do pewnego stopnia moja wysoka samoocena zostaje zweryfikowana, ale co na niej „ujadę” to już moje. Oczywiście trzeba mieć przy tym wszystkim odrobinę dystansu do siebie by nie popaść w samouwielbienie. Doznania podczas wyścigu to już zupełnie inna historia. Chyba większość z nas doświadcza tego niesamowitego oderwania się od rzeczywistości. Dociera wtedy do mnie znikoma ilość bodźców zewnętrznych. Są to piękne chwilę. Esencja egzystencji zamknięta w intensywnym wysiłku fizycznym, a na końcu euforia na mecie. Nie ważne przy tym które miejsce się zajmie. Najważniejsze jest poczucie satysfakcji i spełnienia.
Sam start w zawodach jest zwieńczeniem długiego cyklu przygotowań. Jako, że startowaliśmy w minionym sezonie całą rodziną miałem do spełnienia wiele zadań. Byłem trenerem, psychologiem (raczej słabym), taktykiem, statystykiem, mechanikiem no i oczywiście sponsorem w jednej osobie. Musiałem zadbać o wiele szczegółów logistycznych jak i czysto sportowych. Jakoś sobie radziłem, choć nie obyło się bez napięć, o czym doskonale wiedzą członkowie mojej rodziny.
Kończąc chciałbym napisać o planach na przyszły sezon. O ile czas i zdrowie pozwoli chciałbym w 2014 roku startować na dystansie pełnego maratonu. Konkurencja jest tam o wiele silniejsza, dlatego sukcesem będzie dla mnie jeśli choć raz stanę na podium w swojej kategorii. To jest cel, do którego będę się przygotowywał.
Dzięki maratonom poznałem w tym roku wielu ciekawych ludzi. Są to przede wszystkim członkowie naszego klubu, lecz nie tylko. Społeczność maratończyków cechuje się wszechobecnym szacunkiem i otwartością. Oczywiście pewnie i od tej reguły znajdą się wyjątki, ale w tym środowisku naprawdę można poczuć atmosferę pozytywnego nastawienia do ludzi i świata. Mieszanka sportowej rywalizacji ze świetną zabawą wyzwala u większości zawodników bardzo pozytywne emocje (niestety u mnie z tymi emocjami bywa różnie).
O swej pasji mógłbym pisać w nieskończoność jednak obawiam się, że nit nie będzie chciał tego czytać. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłem i że po części macie podobne doznania związane z dyscypliną którą uprawiamy. Dziękuję wszystkim, z którymi miałem przyjemność ścigać się w tym sezonie.
Do zobaczenia w kwietniu 2014 roku.

Tasior Dariusz