Uczestnicy:
Od zarania dziejów człowiek marzył o podróżach. Pragnął poznawać coraz to nowe miejsca. Chciał sprawdzić, co jest za lasem, za górą czy za morzem. Pchnięci tą naturalną ludzką ciekawością postanowiliśmy w tegoroczne wakacje wybrać się na wyprawę rowerową. Zamarzyliśmy by przy pomocy własnych mięśni dotrzeć w jakieś ciekawe miejsca. Zwiedzić stare zamki, piękne miasta, wtopić się w cudowne krajobrazy, zobaczyć jak żyją ludzie w innych krajach. Skoro wszyscy lubimy jeździć na rowerach to pomysł na środek transportu był oczywisty i naturalny. Rower jest tak doskonałym wyborem dla aktywnego turysty. Pozwala w miarę szybko dotrze w miejsca, które dla zmotoryzowanych często bywają niedostępne łącząc przy okazji zacięcie sportowe z podróżowaniem w celach stricte turystycznych. Do tego daje niesamowita frajdę i ogromną satysfakcję z dotarciu do celu.
Trasę naszej wyprawy wybraliśmy prawie rok temu. Zawżyły względy bezpieczeństwa. Podróżując z dziećmi chcieliśmy wykluczyć jazdę przy otwartym ruchu samochodowym. Postanowiliśmy pojechać wzdłuż Dunaju z niemieckiej Passawy do Wiednia, a potem wrócić przeciwną stroną rzeki korzystając cały czas z Dunajskiej Drogi Rowerowej Dunauradweg, która jest też częścią międzynarodowego szlaku Eurovelo 6. Szlak ten jest bardzo popularny, i ma opinię jednego z najpiękniejszych szlaków rowerowych w Europie. Podróżują nim turyści z całego świata.
Wyruszyliśmy 18 czerwca o świcie by po 2 dniach jazdy samochodem przez całą Polskę i Czechy dotrzeć do Passawy. Samochód zostawiamy na parkingu, sami zaś lokujemy się na kempingu tuż przy rzece, i wieczorem wyruszamy na starówkę. To piękne miasto położone jest u zbiegu trzech rzek: do Dunaju wpada tu wielki alpejski Inn i mały Ilz. Passawa zwana „Bawarską Wenecją” to portowe miasto gdzie w wodny krajobraz wtopione są zabytkowe budowle. Szczególne spodobała się nam górująca nad miastem trzynastowieczna forteca. Mamy wrażenie że jest uczepiona skalnego zbocza góry.
20 czerwca rozpoczynamy naszą podróż wzdłuż Dunaju. Przez 5 dni podróżujemy z jego biegiem w kierunku Wiednia. Już po 30 km opuszczamy Niemcy i wjeżdżamy do Austrii. Po drodze zwiedzamy wiele pięknych i malowniczych miejscowości. Wśród nich stolicę Górnej Austrii Linz, gdzie na rynku głównym podziwiamy sławną kolumnę morową Świętej Trójcy. Następnie Enns założone przez Celtów, rozwinięte przez Rzymian najstarsze miasto Austrii. Grein, gdzie nad miastem góruje zamek z XV wieku. Śpimy na kempingu tuż u jego stóp. Zatrzymujemy się też w Melk, gdzie podziwiamy okazały klasztor Benedyktynów. Każdy następny dzień przynosi nowe doznania. Pięknych miejsc jest tyle, że nie sposób wszystkie je zapamiętać. Jak się jednak okazuje to co najpiękniejsze nadal jest przed nami.
Za Melk wjeżdżamy do bajkowej Doliny Wachau. Region ten ze względu na swe walory, wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. To prawdziwy skarb Górnej Austrii, i miejsce tłumnie odwiedzane przez turystów. Przeciskamy się na swych rowerach wąskimi uliczkami szesnastowiecznych miasteczek, a tuż za ich granicami jedziemy wśród winorośli i sadów morelowych. Mijamy przepiękne winnice, opactwa, ruiny zamków obronnych i okazałe pałace. Opuszczając dolinę postanawiamy zwiedzić ją dokładniej w drodze powrotnej.
Piątego dnia naszej wyprawy docieramy do Wiednia. Miasto robi na nas piorunujące wrażenie. Zwiedzamy je przez dwa dni nie mogąc wyjść z zachwytu. Ono naprawdę ma klasę. Jest jakby starożytne, majestatyczne, pełne rozmachu i przepychu. Dzięki rowerom i gęstej sieci ścieżek rowerowych przemieszczamy się szybko pomiędzy najbardziej znanymi wiedeńskimi zabytkami. Odpoczywamy w przepięknych, miejskich parkach i ogrodach. Czujemy się tu jak prawdziwi Europejczycy. Wtapiamy się w stolicę Austrii by poczuć na własnej skórze powiew wielkiego świata, by poznać jego smaki, wyczuć setki zapachów. Wiedeń to prawdziwa perła wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. To tu tworzyli swe największe dzieła Freud, Strauss, Beethoven, Mozart. To tu do opery stoi się w kilometrowych kolejkach. To tu w skarbcach przechowuje się cesarskie klejnoty. I to właśnie tu dotarliśmy na swych rowerach, by zdobyć to miasto. Oswoić się z nim i zabrać jego kawałek ze sobą.
Będąc w Wiedniu nie mogliśmy zapomnieć o sławnym parku rozrywki Prater. Miejsce to szczególnie spodobało się dla Michała i Maćka. Spędziliśmy tam kilka niezapomnianych godzin.
Żal było rozstawać się z Wiedniem. Był on głównym celem naszej wyprawy i pozostał nam teraz powrót do Niemiec. Wracając staraliśmy się wybierać tę stronę rzeki, którą wcześniej nie jechaliśmy. Wyjątkiem była dolina Wachau. Przejeżdżając przez nią ponownie zwiedzamy ją dokładniej. Zatrzymujemy się w Krems i wieczorem robimy długi spacer po wąskich, romantycznych uliczkach zabytkowego miasta. W Dűrnstein zostawiamy rowery w centrum i wspinamy się do ruin średniowiecznego zamku, w którym wieziono Ryszarda Lwie Serce. Z góry roztacza się cudowna panorama na miasteczko i całą dolinę.
Droga powrotna zajmuje nam 4 dni. Teraz odwiedzamy miejsca, które jadąc w przeciwnym kierunku rysowały się nam po drugiej stronie rzeki. Krajobraz ciągle się zmienia. Dunaj to wciska się miedzy wysokie góry, to znów płynie szeroko i leniwie. Co kilkadziesiąt kilometrów przecinają go zapory, po których można przejechać rowerem na drugą stronę. Każda z nich podzielona jest na dwie części. Połowę zajmuje elektrownia wodna, resztę stanowią śluzy służące jednostkom żeglującym po Dunaju. Austria pozyskuje aż 20% energii z elektrowni wodnych. Jadąc wzdłuż rzeki mijamy wiele budowli hydrologicznych, których przeznaczenie pozostaje dla nas tajemnicą. Przecinamy setki mniejszych i większych jego dopływów, różnych kanałów, rwących strumyków i trochę większych rzek. Sam Dunaj jest swoistą wodną autostradą, po której kursują wielkie barki przewożące rozmaite towary jak i nowoczesne wycieczkowce. Mimo intensywnego użytkowania rzeki udało się ochronić naddunajską przyrodę. Występuje tam wiele rzadkich gatunków ptaków, ssaków, płazów i gadów. Mogliśmy się o tym przekonać naocznie. Wedkarze też nie narzekają, w rzece nadal można złwić duże okazy ryb.
Nad Dunajem przejechaliśmy 800 km. Żegnamy się z nim w Passawie podczas wieczornego spaceru po mieście. Przez te wszystkie dni przyzwyczailiśmy się do tego, że płynął gdzieś tuż obok wyznaczając nam kierunek jazdy. Przekraczaliśmy go wielokrotnie różnymi mostami, zaporami, promami rowerowymi. Poznaliśmy kawałek tej wielkiej rzeki. Zobaczyliśmy jak człowiek potrafi wykorzystać jej potencjał. Wtopiliśmy się w naddunajskie krajobrazy by zapisać je w swojej pamięci na długo.
Następnego dnia opuszczamy Niemcy i jadąc przez Czechy postanawiamy zwiedzić Pragę. Oczywiście na rowerach. Trochę trudno znaleźć parking w centrum miasta, ale w końcu nam się to udaje i możemy wyruszyć. W Pradze niestety nie ma ścieżek rowerowych, a turystów jest tylu, że jazda wśród nich nie jest możliwa . Przez większość naszej rundy po centrum musieliśmy rowery prowadzić. Mimo tego przemierzamy most Św. Karola i wspinamy się wyżej. Stromym podjazdem docieramy na Hradczany. Ten największy na świecie kompleks zamkowy robi niesamowite wrażenie. Nam szczególnie spodobała się Katedra Św. Wita. Kilka upalnych godzin zwiedzania Pragi trochę nas zmęczyło. Czekał nas jeszcze powrót do Polski. Wieczorem przekraczamy granicę i rozbijamy się na kempingu w Górach Stołowych.
Do powrotu do domu pozostał nam jeszcze jeden dzień. Korzystając z okazji zwiedzamy Park Narodowy Gór Stołowych. Chłopcy zapamiętali z lekcji geografii rezerwat Błędne Skały z niepowtarzalnym labiryntem. Bardzo się im tam podobało, więc postanowiliśmy wspiąć się jeszcze na Szczeliniec Wielki. Dopełnieniem tego ciekawie spędzonego dnia była rundka po Górach Stołowych na rowerze. Najstarszy członek naszej rodziny nie mógł się powstrzymać i zdobył przełęcz Lisią (790 m n.p.m.) z obu stron. Na dokładkę wspiął się jeszcze wyżej do Błędnych Skał. Zjazd serpentynami z prędkością 60 km/h zakończył rowerową część naszej wyprawy.
Powrót samochodem przez całą Polskę, nie miał żadnej historii. Niestety to, co najciekawsze zostało już daleko za naszymi plecami. Do domu wróciliśmy szczęśliwi, naładowani energią zaczerpniętą z każdego pięknego miejsca, jakie odwiedziliśmy. Plan naszej wyprawy zrealizowaliśmy w 100% bez żadnego uszczerbku na zdrowiu i sprzęcie. W sumie przejechaliśmy na rowerach 862 km spędzając na nich ponad 50 godzin. To duży sukces szczególnie dla Maćka, który dokonał tego w wieku 9 lat. Nie miał taryfy ulgowej i na swym rowerze tak jak my wszyscy przewoził bagaże. Trochę starszy Michał (12 lat) to już doświadczony rowerzysta. Dzienne odcinki o długości 70-93 km nie robiły na nim wrażenia. Obaj chłopcy zasłużyli na wielkie brawa. Jak przystało na zawodników Klubu Rowerowego MTB Suwałki świetnie sobie radzili. Nie zapomnieliśmy o tym, że dla nich rozpoczęły się wakacje i w miarę możliwości staraliśmy się zapewnić im rozrywki. Zatrzymywaliśmy się przy każdym placu zabaw włącznie z wielkim Praterem w Wiedniu. Chłopcy dysponowali niepożytymi pokładami energii, a otaczający świat postrzegali przez pryzmat radości i beztroski. Nie okazywali zachwytu zabytkami czy zapierającymi dech w piersiach krajobrazami. Ich czyste, nieskażone umysły postrzegały wszystko jako coś zupełnie normalnego, zwyczajnego. I tak właśnie powinno być. Na pewno ta wyprawa odcisnęła znamię na ich młodym życiu i przyniesie im korzyści na przyszłość. Mamy nadzieję, że udało się zaszczepić w nich pasje do podróżowania.
Naszą cichą bohaterką była Iwona. Do jej roweru doczepiona była przyczepka i sakwy. Dla kobiety był to duży wysiłek, szczególnie, gdy droga wspinała się pod górę. Każdego dnia nocowaliśmy na innym kempingu. Co prawda standard ich był wysoki, ale samo rozkładanie i składanie naszego obozowiska zabierało dużo czasu i energii. Iwona cały czas o nas dbała i nie narzekała na brak komfortu. A po prawdzie nie były to wakacje dla osób ceniących sobie wygody. Prawie 50 kg ważył rower Darka. To on transportował najcięższe przedmioty. Jako nasz przewodnik i główny organizator wyprawy miał wiele funkcji i obowiązków. Dzięki jego determinacji wszystko funkcjonowało perfekcyjnie i cała wyprawa zakończyła się sukcesem.
Przez dwa tygodnie spędzone wspólnie, dane nam było przeżyć wspaniałą rowerową przygodę. W miejscach, które odwiedziliśmy spotkało nas wiele wzruszeń. Na swej drodze spotykaliśmy tysiące rowerzystów na przeróżnych rowerach. Wszyscy oni byli uśmiechnięci i przyjaźnie nastawieni. Podziwiali naszych najmłodszych podróżników. Dzięki polskim flagom orientowali się skąd pochodzimy i wielu z nich pozdrawiało nas w ciepłych słowach. Może nie wyglądaliśmy jak turyści z folderów zachęcających do odpoczynku nad Dunajem, ale wzbudzaliśmy ich sympatię. Rozumieli nas doskonale i doceniali wysiłek, jaki wkładaliśmy w pokonanie każdego kilometra. A my tak jak cicho się pojawialiśmy tak i cicho znikaliśmy za kolejnym zakolem Dunaju, w kolejnej zabytkowej wąskiej uliczce zbierając po drodze coraz większy bagaż niezapomnianych wrażeń. Rozpakowywać będziemy go przez cały rok delektując się wspomnieniami. Pewnie też będziemy planować kolejną wyprawę. Parę pomysłów na nią już mamy, ale to na razie nasza rodzinna tajemnica.
GDZIE ZA ROK ???
Chcielibyśmy podziękować firmie FOTOPROJEKCJA dystrybutorowi okularów Solsken. Okulary, w które nas wyposażyła spisały się świetnie podczas wyprawy. Polecamy wszystkim osobom lubiącym aktywnie spędzać czas.